Bieganie a marketing w kancelarii
- wrz 24, 2015
- By Szymon Kwiatkowski
- In Marketing prawniczy
- 4 komentarze
To porównanie wychodzi trochę na siłę ale przy odrobinie wyobraźni można znaleźć elementy wspólne związane z bieganiem i marketingiem w kancelarii.
Jestem maratończykiem. Na tę chwilę turystycznym maratończykiem. Mam na myśli czasy jakie udało mi się do tej pory „wykręcić” na królewskim dystansie i fakt, że maraton jest dla mnie przygodą związaną ze zwiedzeniem kawałka ziemi poza Polską.
Na ile jest ten maraton?
Wystartowałem w dwóch maratonach i dużej ilości biegów na krótszym dystansie. Każdy z maratonów to odrębna historia, niezapomniane przeżycia i doświadczenia.
Rzym 2014 – debiut na dystansie królewskim padł na Wieczne Miasto, do którego przybyliśmy rodzinnie. Wybór tego startu podyktowany był nadzieją na piękną pogodę, której w marcu w Polsce można tylko pozazdrościć. Do tego chciałem świętować wyczyn sportowy w wyjątkowym miejscu i w rodzinnym gronie.
Do Rzymu przygotowywałem się w grupie innych wariatów biegających wspólnie 2-3 razy w tygodniu przez prawie 5 miesięcy poczynając od listopada kończąc w dniu startu w marcu. Niezależnie od pogody, z rygorystyczną dokładnością, nasi trenerzy Jacek i Joanna Chmiel wyciskali ze nas ostatnie siły i całą energię. W miesiącu największych obciążeń treningowych biegaliśmy kilkadziesiąt do stu kilometrów tygodniowo. Ciężka praca miała procentować w dniu startu.
Rzym przywitał nas piękną pogodą. Nie było zbyt tłocznie, sezon turystyczny jeszcze się nie rozpoczął. Poświęciliśmy kilka dni na rodzinne i luźne zwiedzanie miasta. Ja starałem się odnaleźć spokój przedstartowy ale adrenalina i napięcie rosło każdego dnia. Podobnie chyba czuła się lepsza część mojego świata – żona i córka Alicja. Do tego atmosferę podgrzewało planowanie i ciągłe rozmowy z Jackiem, moim „partnerem” biegowym, z którym wspólnie zmagam się na wielu dystansach. Ostatecznie zaplanowaliśmy, że „łamiemy cztery godziny” – chociaż żaden z nas nie wiedział czego się spodziewać na trasie i nie wiedzieliśmy jak zareaguje organizm na tak duży wysiłek.
Dzień startu przywitał nas ulewą i temperaturą w okolicach 10 stopni. Temperatura OK, deszcz już mniej… Pamiętam, że wystartowaliśmy i już na starcie byliśmy prawie cali mokrzy. Deszcz padał z mniejszym lub większym natężeniem przez całą trasę. Nadzieja na piękną, startową pogodę legła w gruzach. Pewnie w Łodzi tego dnia było ładniej 🙂 Mimo deszczowej aury ten maraton był wyjątkowym przeżyciem. Piękne widoki, świetna organizacja, wszechobecni kibice, świetni współzawodnicy zostaną w mojej pamięci mam nadzieję na zawsze. Tak jak rezultat mojego biegu. Debiut ukończyłem w z wynikiem 4:01. To znaczy: cztery godziny i jedna minuta. Jedna. Nie złamałem 4h. Jeszcze wbiegając na metę miałem nadzieje, na złamanie 4 h bo zegar zawsze pokazuje czas brutto a nie netto. A więc do momentu ogłoszenia wyników nie znasz swojego oficjalnego czasu. Do tego zegarek z GPSem mylił się w dystansie o jakieś 500 m… Pomimo braku realizacji czasu przebiegłem maraton z uśmiechem, w zdrowiu, bez kontuzji i w Rzymie! Wow!
Wiedeń 2015 – drugi start w maratonie.
Bagaż doświadczeń karze mi przypuszczać, że ten start musi pójść lepiej niż Rzym. Plan to łamanie 3:45 a jak dobrze pójdzie to 3:40. Realny plan biorąc pod uwagę kontrolne starty. Tym razem bieg tylko w towarzystwie Jacka:
Już sam start zapowiadał się pięknie. Klasyczna, podniosła muzyka dudniła z głośników. Atmosfera, uśmiechnięci ludzie, ponad 40 tys biegaczy startujących na różnych dystansach. Tylko nas tam nie ma… To znaczy wbiegamy na start w ostatniej chwili. Pani w recepcji tłumacząc nam drogę na start i informując o autobusach, którymi mamy dojechać zapomniała (i my też) że przecież start jest w niedziele. I Wiedeń nie różni się tu zbytnio od Łodzi – w stolicy Austrii w niedziele również niektóre linie nie kursują. Autobus, który miał nas dowieźć na start ostatni kurs odbywał w sobotę. Została nam więc ok 5 km przebieżka na start. Pięknie!
Maraton wystartował i ja w nim. Zaplanowane tempo przyspieszające szło zgodnie z planem. Około 15 km Jacek zdecydował, że biegnie szybciej, a ja zostałem przy swoim planie na 3:45. Plan szedł pięknie do 28 km, kiedy stopniowo od biegu przeszedłem do truchtu, a potem marszu. Ból żołądka i brzucha nie pozwalał mi biec. Nie wiedziałem co się dzieje, nigdy nie doświadczyłem takiego stanu. Teraz myślę, że zatrułem się jedzeniem podawanym na punktach żywieniowych. Na metę wpadłem z czasem 4h:23min. To było miażdżące doświadczenie. 40 min ponad plan. Tragedia na całego po kilku miesiącach przygotowań. Nieporozumienie. Na mecie ratowało tylko piwo – zimny Paulaner i piękny medal…
Jaki jest więc związek maratonu z marketingiem w kancelarii?
- Marketing usług prawniczych to nie jest bieg na krótkim dystansie. To proces i praca, która daje efekt w długim terminie.
- Marketing rozliczany jest za efekt. Efekt w postaci zasięgu, dostępności treści, ilości wygenerowanych leadów, stworzonych szans biznesowych. Jednak równie ważna dla marketingu i organizacji jest droga jaką się wybrało. Trzeba patrzeć na marketing również przez pryzmat wyzwań jakie pokonał zespół i organizacja do osiągnięcia konkretnego celu. Tak samo jest z maratonem, który jest wisienką na torcie, czasem bardzo kwaśną a czasem słodką. Oprócz wyniku na mecie – tak samo istotny jest proces przygotowawczy i reżim treningowy. Nawet nie wiem czy nie ważniejszy.
- Trzeba przyspieszać. Idealna taktyka na maraton to przebiegnięcie drugiej części biegu szybciej niż pierwszą połowę. Ta sztuka udaje się nielicznym. Marketing również musi przyspieszać i rok do roku realizować lepsze (cokolwiek słowo „lepsze” znaczy dla kancelarii) projekty.
- Każdy biega z innego powodu. Ja biegam bo lubię. Czuję motywację pochodzącą od rodziny, współzawodników i samego siebie. Marketing również musi być odpowiednio zmotywowany, chętny do działania i wprowadzania zmian.
- Profesjonaliści kontrolują czas maratonu z dokładnością do kilku sekund. Zespół marketingowy w kancelarii powinien wiedzieć jakie efekty przyniosło konkretne działanie i w związku z tym czy warto je powtarzać czy zmieniać.
- Górki i dołki. Bieg na długim dystansie jest pełen wzlotów i upadków. Chwilami czujesz przypływ energii, endorfiny wypełniają ciało a chwilami dopada Cię kryzys i brak sił. Podobnie jest w działaniach marketingowych. Czasem jesteśmy na górze a czasem nie. Ważne żeby podążać obraną ścieżką i realizować strategię.
Moje wzloty i upadki w krótkiej karierze biegacza nauczyły mnie, że nie wolno się poddawać. Skoro już jesteś na trasie i trenowałeś ciężko to trzeba biec do mety. Podobnie jest z działaniami promocyjnymi, marketingowymi. One działają w długiej perspektywie i pod warunkiem, że mają solidne podstawy – bazę treningową.
Zapewne luźnych połączeń między bieganiem długodystansowym a pracą można znaleźć więcej. Jeśli masz sugestie – pisz w komentarzach.
Szymon Kwiatkowski
MarketingPrawa.pl Produkcje.fm
4 komentarze
Leave a Reply Cancel Reply
Ostatnie wpisy
- Nie planuj przyszłości. „Planuj” przeszłość. 16 stycznia 2022
- 5 kroków do skutecznego webinaru. Złoto. 18 października 2021
- 10 kampanii e-mail marketingowych dla kancelarii prawnych 25 marca 2021
- Jak obliczyć swoją podstawową stawkę godzinową? 11 lutego 2020
- Najważniejsze zmiany w podatkach dla małych kancelarii 18 stycznia 2020
ciekawe porównanie biegania z marketingiem 😀
Trochę na siłę ale biegacze zrozumieją 🙂
Porównanie według mnie wcale nie na siłę. Po pierwsze, gratuluję osiągnięć sportowych, po drugie zwracam uwagę, że bieganie naprawdę pozytywnie wpływa na proces myślowo – kreatywny. Podczas biegania rodzą się najlepsze pomysły mogące wpłynąć na rozwój firmy / kancelarii.
Dziękuję. Rzeczywiście bieganie może mieć wpływ na nowe pomysły. Czasem coś mi wpada do głowy, szczególnie w trakcie dłuższego treningu 🙂